środa, 25 lipca 2012

4. Ofiary.

4. Ofiary.

 

   Rzuciłam się na kobietę. Wbiłam swoje kły w jej żyłę i zaczęłam wysysać z niej krew.  Tayna rzuciła się na pomoc nieznanej kobiecie. Wzięła mnie za bluzkę i rzuciła w stronę budynku. Uderzyłam plecami w budynek, ale nic nie zabolało. Spojrzałam na Tayne cała w furii. Miałam już się na nią rzucić, ale Amon dotknął mojego ramienia. Mogłam już się kontrolować. Mogłam sama własnowolnie poruszać kończynami.
- Cholera!
Krzyknęła Tayna.
- Ona zamieni się w wampira.
- Zabij ją.
Rzucił bezlitośnie Amon. Tayna była w szoku. Jakby pierwszy raz słyszała takie polecenie od Amona. Zerkałam to na Taynę, to na Amona. Tayna zbliżyła się do nieznajomej. Kobieta leżała na ziemi. Gdy Tayna stała tuż nad nią kobieta spojrzała na nią oczami pełnymi amoku. Zmieniała się w wampira i to była moja wina. Nikogo innego, tylko moja. Złapałam się za głowę. Miałam już tego dość.
Czemu ja to robię? Ja nie chce taka być już na zawsze. Nie chce zabijać niewinnych ludzi. Po policzku spłynęła mi zła. Tayna pochyliła się nad kobietą i ukręciła jej kark. Usłyszałam przerażający dźwięk łamanych kości. Wzdrygnęłam się, a do oczu napłynęły mi łzy. Muszę to powstrzymać. Nie mogę być taka. Krzyczałam na siebie w myślach wyzywając mnie. Zmuszając siebie do tego, aby przestać już wyrządzać krzywdę i zapanować nad swoimi emocjami. Przysięgłam sobie, więc muszę dotrzymać sobie danego słowa.
Łzy popłynęły strumieniem po moich policzkach. Nie miałam zamiaru przestać płakać, ani choćby spróbować się powstrzymać od płakania. Emocje tak się we mnie skłębiły, że nie wytrzymałam. Pozwoliłam im ujść. Postanowiłam dać sobie popłakać, tak długo jak poczuję przynajmniej trochę ulgi.Wstałam cały czas obserwując ich. Tak mało brakowało, a zabiłabym tą kobietę. Teoretycznie to przeze mnie musiała zostać zabita. Amon spojrzał na Taynę i kiwną głową. Po chwili zrozumiałam o co mu chodziło. Tayna włożyła do worka martwą kobietę i podpaliła worek. Wzdrygnęłam się. Łzy znowu napłynęły mi do oczu. Nie chciałam na to patrzeć. Zamknęłam oczy i poczułam lekki wiatr, który poruszał lekko moimi włosami. Czułam zapach spalenizny i zapach krwi. Przyłożyłam ręce do oczu i poczułam rękę Tayny na moim ramieniu. Zabrałam dłonie i odważyłam się spojrzeć jej w oczy. W jej oczach widziałam żal. Nie ten zły żal, który zobaczyłam u Amona, gdy nie ugryzł. Jej żal był szczery. Tak jakby współczuła mi, że muszę na to patrzeć. Pierwszy raz poczułam taką delikatność, współczucie i sympatię Tayny. Wzięła mnie w ramiona i przytuliła mnie. Amon nie ruszał się z miejsca, w którym stał. Patrzył cały czas jak ciało się pali. Był w tej chwili taki nieczuły, w porównaniu do Tayny. Myślałam, że ona mnie nienawidzi. Jest zazdrosna o Amona. Ale chyba jednak się myliłam. Nie rozumiałam tego. Dlaczego oni zmienili się? Nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na t pytanie. Amon wreszcie drgnął. Odwrócił głowę w naszą stronę i zwrócił się do mnie:
-Będziesz tak długo ćwiczyć, aż będziesz się kontrolować. Możemy ćwiczyć dniami i nocami, aż się nauczysz.
Każde słowo wymawiał tak jakby się mną brzydził. Mówił do mnie nieczule i lodowato. Nie tak jak wcześniej. Zabolało mnie to.
-A ty, masz się nią zająć. Masz ją nauczyć panować nad sobą. Wrócę za godzinę.
Do Tayny zwracał się niby uprzejmie, ale słowa nie pasowały do tego jak to akcentował. Spojrzałam na Taynę. Ona kiwnęła głową i po chwili Amona nie było. Pozostało puste miejsce,w którym stał.
-Co robimy? - Zapytałam.
-Idziemy. Musisz ćwiczyć.
-Ale gdzie? - Spoglądnęłam na nią.
-Tam gdzie mało osób chodzi. 
Nie miałam pojęcia o które miejsce jej chodzi. Wzięła mnie za rękę i pociągnęła za sobą. Przez kilkadziesiąt sekund biegłyśmy z niewyobrażalną prędkością. I naglę stałam jak wryta. To była opuszczona stacja benzynowa. Tam gdzie pierwszy raz pocałowałam się z moim pierwszym chłopakiem - Felixem. Nie wiem czemu, ale dalej coś do niego czułam.
Pamiętam jeszcze ten dzień. Zachodziło słońce, a jego promyki przebijały się między liśćmi. Letni wiatr lekko poruszał jego kasztanowymi włosami, które zawsze lekko zakrywały jego piękne ciemnobrązowe oczy. Był ubrany w wyblakło-niebieską koszulę i jasnoszare rurki, a na nogach miał na sobie fioletowe conversy. Czuć było cudowny zapach jego perfum. Z sekundy na sekundę byliśmy coraz bliżej siebie, aż on dotknął swoimi ustami moich ust. Mogłabym tak trwać wiecznościami, ale zawsze to co piękne się kończy.
Tayna spoglądnęła na mnie i zapytała:
-Nic ci nie jest?
-Nie.
Odparłam niezbyt przekonująco i widać, że nie uwierzyła mi, ale uszanowała, że nie chcę o tym rozmawiać.
-Tamten, będzie następną próbą.
Kiwnęła głową w stronę nieznajomego z dredami. Kiwnęłam do niej głową, że rozumiem i ruszyłam w jego stronę. Wszystko zaczęło znowu pulsować. Zaczęło mnie jakby rozrywać od środka. Otworzyłam oczy szeroko. Ból był nie do wytrzymania. Palił mnie i rozrywał. Wzięłam głęboki wdech, chociaż po chwili stwierdziłam, że było to niemądre, bo rzuciłam się na kolesia i wysysałam z niego krew. Tayna przewróciła oczami i ruszyła na pomoc chłopakowi, mało brakowało, a wyssałabym z niego całą krew. Zrobiła znowu to samo co z kobietą, a w oczach znowu pojawiły się łzy, ale nie pozwoliłam im ujść. Wzięłam kilka głębokich wdechów. Tayna podeszła do mnie i spróbowała wytłumaczyć mi co mam robić, ale na marne. Nie potrafiłam niczego zrobić. Po dłuższym czasie nadeszła następna osoba, skończyła jak pięciu poprzednich. Śmiercią. Słońce powoli już zachodziło i znikało z horyzontu. Nadeszła już dziesiąta osoba. Wzięłam wdech. Błagam. Modliłam się, abym tą osobę nie zabiła jak poprzednie. Ruszyłam w stronę kobiety. Wdychałam i wydychałam powietrze. Robiłam to co mówiła Tayna. Kobieta przeszła obok mnie. Ustałam, ale nie dlatego, że miałam zamiar zaatakować, tylko dlatego, że powstrzymałam się od tego, aby się na tą kobietę rzucił. Byłam z siebie dumna, ale Tayna zinterpretowała to inaczej. Stała w gotowości, aby rzucić się na mnie i oderwać mnie od nieznajomej, ale po chwili Zrozumiała, że nie miałam zamiar zrobić tego. Uśmiechnęła się i zaczęła iść w moją stronę.
-Nareszcie. Myślałam, że nigdy tego nie załapiesz.
Była z siebie dumna, wiedziała, że dobrze wykonała swoją robotę.
-Cześć dziewczyny, przepraszam, że musiałyście na mnie tyle czekać, myślałem, że zejdzie mi to szybciej.
Wraz z Tayną odwróciłyśmy się szybko i ujrzałyśmy Amona, który siedział na najniższej gałęzi drzewa.
-A więc? Udało się?
-Tak.- Powiedziała zadowolona Tayna.
-Myślałam, że zejdzie wam to dłużej, ale jestem zadowolony.
Spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Nie miał już takiej twarzy jak wcześniej, nie był mną obrzydzony. Uśmiechał się do mnie szczerze.
- Więc Aniela, wyjeżdzamy. - Zwrócił się do mnie Amon.-Cooooo?!



I takie pytanie czy chcielibyście, aby założyła bloga, w którym opowiadałabym tą historię z punktu widzenia Tayny? Albo jakiegoś innego bohatera? Piszcie co o tym myślicie.

środa, 4 lipca 2012

2. Amok

2. Amok . *

***

   Otworzyłam oczy. Wzięłam telefon do ręki i sprawdziłam która godzina . Dochodziła 7. Spoglądnęłam na okno. Padał deszcz. Wstałam i podeszłam do okna, aby się przyjrzeć krajobrazowi za oknem. Po chwili weszłam do łazienki i spojrzałam w lustro. Nie dowierzałam oczom. Moje oczy przyciemniały od wczorajszego wieczoru. Przysunęłam głowę niemal dotykają lustra. Nie mogłam uwierzyć w to. Odwróciłam się szybko. Nałożyłam czarne rurki i fioletową bluzkę. Umyłam błyskawicznie twarz i czym prędzej wyszłam z łazienki. Usiadłam na łóżko i spakowałam szybko książki do plecaka. Spoglądnęłam jeszcze raz na telefon. Dopiero 7.10. Położyłam plecak na łóżku i wyszłam z pokoju. Szłam korytarzem. Drzwi do pokoju siostry były otwarte. Ustałam i spojrzałam na Laurę. Ona uśmiechnęła się do mnie. Nagle poczułam przeraźliwy głód. Zęby jakby zaczęły rosnąć. Głowa niemal pękała mi. Czułam przeraźliwy ból. Chciałam zacząć wysysać z mojej siostry krew, aż ona umrze. Zaczęło mnie to przerażać. Podeszłam trochę, aby nie widziała mnie i mojego przerażającego stanu. Oparłam się o ścianę i przytuliłam do kolan. Miałam tego cholernie dość. Nagle wstałam i zeszłam szybko do kuchni. Spojrzałam na memę.
- Co ci jest Aniela? Wyglądasz strasznie blado.
- Nic mamo. Czuję się dobrze.
Czułam piekielny ból. Jakbym eksplodowała od środka. Jakby każdy mięsień rozrywał się powoli i bardzo boleśnie. Wzięłam szybko talerz z moim śniadaniem i wychodząc z kuchni krzyknęłam:
- Zjem u siebie.
Zatrzasnęłam szybko drzwi za sobą i oparłam się o nie. Położyłam talerz na biurku. Wdychałam i wydychałam powietrze. Otworzyłam okno i nagle jakiś samochód zderzył się z drugim tuż pod moim domem. Poczułam zapach krwi. Znów czułam silne pragnienie. Mięśnie jakby pękały. Zwinęłam się w kłębek na podłodze, aby przeczekać ten cholerny ból. Na nic to się nie zdało. Wstałam znowu i szybko zamknęłam okno. Poczułam się trochę lepiej. Nie czułam już zapachu krwi. Mogłam być przynajmniej na chwilę spokojna. Usiadłam na krzesło i spojrzałam na talerz leżący na biurku. Sięgnęłam po kanapkę i zaczęłam ją jeść, ale nie była taka jak zawsze. Była mniej smaczna niż zwykle. Ale przecież ona jest tak samo robiona i z tego samego. To jak to możliwe, że inaczej smakuje?! Zastanawiałam się tak przy każdym kęsie. Obracałam ją i patrzyłam na nią z różnych stron, ale niczego nowego nie było. Skończyłam jeść i nagle usłyszałam jakieś dźwięki. Przysłuchałam się i ...
- Ona żyje? Pomocy! Ona żyje! Pomóżcie jej!
- Jak to mogło się stać?
- Widział ktoś co dokładnie się stało?
- Karetka już w drodze.
- Jak mogło do tego dojść. To takie ostrożne osoby...
Wzdrygnęłam się. Spojrzałam na okno. Szczelnie zamknięte. Spoglądnęłam na drzwi. Tak samo. Jak to możliwe, że ja to słyszę?! JAK TO MOŻLIWE?! Ogarnęła mnie panika. Co ze mną się stało?! Jakim cudem ja słyszę to?! Dlaczego tak się dzieje?! Czym ja do cholery jestem?! Po moim policzku popłynęła łza. Bałam się. A co jeśli komuś zrobię krzywdę?! Nie mogę wychodzić z domu. Ale mam szkołę, a rodzice nie pozwolą zostać mi w domu. Po chwili jednak zdecydowałam. IDE DO SZKOŁY. Wzięłam plecak i zeszłam na dół. Moja mama wraz z tatą stali na progu drzwi. O nie - pomyślałam. - Nie dobrze. Jak mam koło nich przejść?! Sama spojrzała na mnie i powiedziała:
- Idziesz już do szkoły?
- Tak. - Odpowiedziałam szybko.
- Chcesz, żeby tata cię podwiózł? Laura jedzie na ognisko, więc mogą przy okazji ciebie zawieść do szkoły.
 - Nie, dziękuje. Przejdę się.
Mam tylko pokiwała głową i przepuściła mnie w drzwiach. Wyszłam szybko, ale stanęłam jak wryta na werandzie. To było straszne. Dwa rozbite samochody. Poczułam znowu krew. Och, nie. Proszę tylko nie to. Spoglądnęłam na las, który rósł naprzeciwko naszego domu. Ale oddzielała mnie od niego ulica i łąka pełna kwiatów. Miałam ochotę rzucić się na któregoś człowieka i wyssać z niego całą krew. Przez cały czas czułam ten straszliwy ból. Ruszyłam na chodnik i zaczęłam iść w stronę szkoły. Spoglądnęłam jeszcze raz na las. Był tak ciemny, ale już nieprzerażający jak sprzed kilku dni. Jak na niego patrzyłam miałam wrażenie jakby był przytulny jak mój dom.. co ja do cholery wygaduje?! Przy każdej mijanej osobie coraz bardziej mnie bolało. Skręciłam w uliczkę przez którą nikt nigdy nie przechodził. Chciałam, aby ten ból znikł. I po chwili znikł, ale nie na długo. Ustałam jak wryta. Zobaczyłam małą dziewczynkę. Przestraszoną ze łzami w oczach. Podeszłam do niej. Już nad sobą nie panowałam. Nie potrafiłam. Jakby ktoś zamknął mnie w klatce i nie pozwolił wyjść. Krzyczałam w myślach. NIE! UCIEKAJ MAŁA! PROSZĘ! UCIEKAJ! W duszy płakałam jak małe dziecko. Wiedziała, że to co zaraz zrobię będzie złe. Tak bardzo chciałam się powstrzymać, ale nie dawałam rady. To coś wygrywało ze mną. 
Podeszłam do niej z uśmiechem. Przechyliłam głowę w prawą stronę. Moje drugie ja było szczęśliwe, że zaraz będzie mogło wbić kły w żyłę dziewczynki. Tej małej, bezbronnej dziewczynki. Podeszłam bliżej, a dziewczynka spojrzała na mnie swoimi spuchniętymi od płaczu oczkami. 
- Co się stało? Jak tu się znalazłaś? Jak masz na imię? 
Dziewczynka przetarła oczy i nos. Spojrzała na swoje buty, a potem znów na mnie.
- Nie wiem. Zgubiłam się.
Po jej policzku spłynęła następna łza.
-  Sophie.
- Jak ładnie.
Uśmiechnęłam się do niej, a dziewczynka odwzajemniła swoim leciutkim uśmieczkiem.
- Szkoda mi się.
Było widać żal w moich oczach. Cały czas krzyczałam: UCIEKAJ! SOPHIE, UCIEKAJ! Ale nic to nie dało. Przybliżałam się do niej coraz bardziej. Ukucnęłam naprzeciwko niej. Przybliżyłam się tak blisko jej szyi, że niemal ją dotykałam. Czułam pulsującą krew i ten cholerny ból. Otwierałam już usta pokazując swoje kły, a dziewczynka zapytała:
- Co ty robisz?
- Nic.
Odpowiedziałam z lekkim uśmieszkiem. W tej samej chwili moje kły przebiły jej żyłę. Ustawiłam ręce tak, aby nie ciekła. Jej krew była tak słodka. Tak dobra. Nie czułam już bólu. Czułam tylko przyjemność z wysysania jej krwi. Po chwili nie było już w niej, ani kropli krwi. Wyprostowałam się i wytarłam twarz. Już nie czułam żadnego bólu. Smuciłam się jednak, że nie potrafiłam temu zapobiec. Po chwili znowu zaczęłam iść w stronę szkoły. Weszłam już na ulicę pełną ludzi, ale nie czułam głodu. Nie potrzebowałam już więcej krwi, lecz czułam jak ona pulsuje u ludzi i wzywa mnie, abym ją wypiła. Szłam szybko i nagle ktoś zablokował mi przejście. Spojrzałam na jego twarz. Tak, to był On.  To przez Niego to zrobiłam. TO PRZEZ NIEGO!!! Uśmiechnął się to mnie zalotnie. Zza jego pleców wyszła zniewalająco piękna blondynka z brązowymi oczami. Odrzuciła włosy do tyłu i odeszła mnie. Ustała koło Niego i posłała mu swój uroczy uśmiech.
- Cześć.- Powiedział po chwili.
- Ehm .. cześć?
Byłam wściekła. Miałam ochotę go zabić. Zacząć na niego krzyczeć.
- Nazywam się Amon, a to moja dziewczyna Tayna.
Uśmiechnął się ponownie swoim seksownym uśmiechem. Przewróciłam oczami.
- Cześć. - Powiedziała Tayna posyłając do mnie swój uroczy uśmiech.
- A ty jesteś ...
- Aniela. - Powiedziałam szybko.
- Hm.. racja.
- Czy ty mi do cholery zrobiłeś?! - Krzyknęłam.
Miałam dość tej presji. Chciałam wykrzyczeć mu wreszcie coś.
- Ehm .. może lepiej gdzieś indziej o tym porozmawiamy.
- Czemu, do cholery, nie tutaj?!
- To nie jest miejsce na takie rozmowy.
 - A gdzie ono jest?!
Dotknął mojego łokcia i uśmiechnął się.
- Uspokój się.
Spojrzałam na zegarek. 8.55. Mam 5 minut! Nie zdążę do szkoły!
- Sorry, ale się spieszę. Muszę iść do szkoły.
- Czekaj, nie możesz tam iść. Wszystkich zabijesz.
Powiedział to z takim spokojem, że miałam ochotę mu przywalić. Zagryzłam wargi.
- Choć wszystko ci wyjaśnię. 
Spojrzałam na drogę wiodącą do szkoły.
- Nie martw się. Zadbam, żeby nikt nie zauważył twojej nieobecności.
- Dobra.. - Powiedziałam bez przekonania.
Blondynka się uśmiechnęła. Wskazał ręką las.
- Tam będziemy rozmawiać.
- Chyba sobie żartujesz?!
- Nie.
Powiedział z wielką powagą. Tayna podeszła do mnie i wręczyła mi liścik. Spojrzałam na Amona. Nie zobaczył tego. Amon się odwrócił i powiedział, że zaraz do nas dołączy. Patrzyłam jak odchodzi. Rozłożyłam kartkę i zobaczyłam napis:
" Jeśli go dotkniesz pożałujesz!"
Spojrzałam ze strachem na blondynkę, a ona uśmiechnęła się podeszła z niebywałą prędkością do jakiejś dziewczyny i urwała jej głowę. Wzdrygnęłam się. Po chwili powiedziała bezdźwięcznie " Zabije cię!".

***
 _____________________
*Amok - żądza mordu , atak szału .